„Kto z nas nie lubi dostawać prezentów?” - to pytanie towarzyszyło dzieciom w czasie trwania kolejnego Jawornik English Camp. Tematyką tegorocznego obozu były święta w Ameryce.

 

Każdy dzień zaczynał się śniadaniem na którym każdy dobudzał się na swój sposób – dzieci rozśmieszając się nawzajem; opiekunowie czynili rytualny bieg po kawę. Następnie przychodził czas na sprzątanie pokoi, które były później rzetelnie sprawdzane i oceniane. Każdego ranka wysłuchiwaliśmy historii biblijnych, które w tym roku koncentrowały się na prezentach (bo już ustaliliśmy, że wszyscy lubimy je dostawać) od Boga – przypomnieliśmy sobie historie Abrahama, błogosławieństwa dzieci,  Jozjasza czy ukrzyżowania Jezusa; mieliśmy również niepowtarzalną okazję zaśpiewania kolędy w połowie lipca! Po czasie w kaplicy dzieci spotykały się w sześciu kolorowych grupach prowadzonych przez nauczycieli ze Stanów Zjednoczonych, by pod ich okiem poszerzyć swoją znajomość języka angielskiego. Tak oto mogliśmy poszukać podobieństw i różnić w sposobach obchodzenia urodzin, Bożego Narodzenia, Wielkanocy czy Walentynek, ale również poznaliśmy bliżej takie dni jak Święto Dziękczynienia czy Halloween. Zajęcia odbywały się na trzech stacjach. Jedna z nich polegała na wzbogaceniu słownictwa dotyczącego danego święta, kolejna pozwoliła na przedstawienie święta w sposób plastyczny lub wykonania jakiejś aktywności związanego ze świętem – i tak na przykład w Wielkanoc wyruszyliśmy przed budynek w poszukiwaniu jajek wielkanocnych, w których były ukryte łakocie. Trzecia stacja pozwalała na utrwalenie sobie lekcji biblijnej z danego dnia, ale żeby za łatwo nie było, odtwarzana historia była w języku angielskim. Po południa upływały na zajęciach warsztatowych. W tym roku znów obozowicze mogli wykazać się swoim talentem aktorskim czy reżyserskim. Na zajęciach muzycznych przypominane były starsze pieśni oraz uczone nowe, a zajęcia plastyczne pozwalały odkryć w sobie duszę artysty lub rozwijać niezbędne umiejętności – takie jak pranie ręczne. 

Nie zabrakło również wycieczki całodniowej. W tym roku grupa wyruszyła na Stożek. Atrakcji było mnóstwo. Od wjazdu kolejką aż po powrót do ośrodka. Podczas marszu nie zabrakło również czasu na rozmowy i wspólne zdjęcia. Po powrocie musieliśmy zmierzyć się z tym czego baliśmy się przez cały dzień – ulewny deszcz wraz z burzą przez chwilę rzucił widmo grozy na planowane ognisko. Jednak Ten u Góry po raz kolejny dał nam „prezent” i ognisko mogło się odbyć zgodnie z tradycją. Gdy trzy grupy piekły swoje kiełbaski, a później kosztowały amerykańskiej przekąski s-mores, kolejne trzy grupy sprawdzały na własnej skórze jak w Halloween powinno kolekcjonować się słodycze. 

Obozowy czas minął zdecydowanie zbyt szybko dla większości z nas. Zakończeniu obozu, tradycyjnie już, towarzyszyła pieśń Michaela W. Smitha Friends are friends forever (Przyjaciele są nimi na zawsze) i nadzieja na spotkanie się w kolejnym roku.

Szczególne podziękowania należą się Parafii za gościnne przyjęcie opiekunów, zarówno amerykańskich i polskich, jak i obozowiczów. Na serdeczne podziękowania zasługuje również Zespół Kuchenny, który dzielnie każdego dnia dbał o to, by wszyscy z nas opuścili stołówkę najedzeni. Wszyscy jesteśmy również wdzięczni Panu Bogu za błogosławieństwo, ochronę, możliwość spędzenia czasu we wspólnym gronie oraz za niesamowitą pogodę – bo prognozy wesołe nie były. 

Więcej prezentacji i filmów z obozu znajdziesz tutaj..